Powiem wam, że nigdy wcześniej nie słyszałam o tej autorce. Była dla mnie jedną, wielką niewiadomą. Nie posiadałem o niej, ani o jej dziełach żadnej wiedzy, co pewnie najbardziej skłoniło mnie do zakupu książki 'Dwór Cierni i Róż'. Wiecie, co z tego wszystkiego jest najśmieszniejsze? Będąc w księgarni i dokonując zakupu, kompletnie zapomniałam zajrzeć na tył okładki, gdzie znajduje się dość ogólny zarys początkowej fabuły. Czyli... kupiłam ją naprawdę 'w ciemno'. Od dawna nie czytałam czegoś z tego gatunku literackiego, dlatego też nieco się bałam, sięgając po tą pozycję. Dobrze pamiętam ten sobotni wieczór, kiedy tak pieszczotliwie muskałam palcami nieco wypukłe litery na zachwycającej mnie okładce. Zaczerpnęłam powietrza, otworzyłam ją i zaczęłam czytać. Nie wiedziałam, co mnie czeka.
Teraz wiem, że mogę być z siebie DUMNA, nie czytając żadnej recenzji na jej temat, ponieważ zniszczyłoby moje palące uczucie, które kiełkowało szybko podczas przerzucania kolejnych kartek. Nie wiem, czy słowo 'zachwycona' dobrze może oddać to, co tyczy się kunsztownego, a zarazem lekkiego i przyjemnego stylu pisania autorki. Spotkanie z takim stylem było dla mnie niczym siarczyste uderzenie w policzek, całkiem się tego nie spodziewając. Otrzeźwiałam... spoglądając na świat z zupełnie innej strony. Pomyślałam 'Kurczę, to naprawdę coś wspaniałego!'. Jej opisy miejsc, zarówno jak i uczuć poszczególnych bohaterów, pozwalały mi idealnie wczuć się w panującą atmosferę. Słyszałam szum drzew, świergot ptaków, śpiew wierzb, stukot końskich kopyt, szepty nieznanych mi istot, odgłosy toczących się kół pozłacanego powozu, trzaskanie ognia, świst strzały tnącej powietrze. Widziałam lisi uśmiech Luciena, błysk w oczach Amaranthy, piękne róże, obrazy namalowane przez główną bohaterkę, blask srebrzystego jeziora, prawdziwą twarz mojego ulubieńca. Czułam ciężar cięciwy na swoich palcach, dotyk ust Tamlina na mojej skórze (czyż nie kusząca propozycja?), ból zakażanej rany. Czułam świat stworzony przez Sarah J. Maas każdym porem swojej skóry, każdą komórką. Całe moje ciało wręcz wyrywało się do tego, aby ostatecznie utonąć w zadrukowanych kartkach i nigdy nie wrócić do szarej rzeczywistości. Przecierałam oczy ze zdumienia, nie wierząc, że aż tak zdołałam się wciągnąć! Zmuszona jestem wtrącić, iż skończyłam ją czytać, zegar wskazywał grubo po dwunastej w nocy. A ja miałam wrażenie, jakbym wypiła kilkanaście kubków mocnej kawy. Nie było najmniejszej mowy nawet o delikatnym przymknięciu powiek, które nie zadrżały ani razu. Wątek miłosny, jaki oczywiście rzecz biorąc pojawia się między dwójką głównych bohaterów, nie objawia się od razu, za co muszę bić kolejne pokłony przed panią Maas. Podczas czytania wielu lektur zdajemy sobie sprawę, że pojawia się on zbyt wcześnie, natomiast tutaj zostaje on 'dozowany' z doskonałym wyczuciem. Nie pozostaje nam nic więcej, jak tylko rozkoszować się każdym zdaniem na 524 stronach. Proszę, nie bądźcie przestraszeni tą ilością, bo jedynie możecie się cieszyć! Analogicznie chciałabym wskazać, że niejako przedstawia nam to bardzo ubarwioną historię Pięknej i Bestii, jednocześnie odrzucając prawie wszelkie stereotypy.
I tak zgrabnie chciałabym przeskoczyć w stronę naszych postaci. Feyra... Nie wiedziałam, że mogę tak bardzo ją pokochać! Od samego początku doceniałam poczucie jej własnej wartości, ponieważ znała swoją wartość i - co najważniejsze - nie musiała przypominać o tym przypominać sobie co kilkanaście stron. Bardzo wyraziście wykreowana, pozwalając nam płynnie wprowadzić się w prowadzone przez nią przemyślenia. Uczucia będziemy przytaczać jako własne. Czuję do niej czystą sympatią niezmąconą żadną skazą. Wielu powie, że przesadzam. A wiecie, dlaczego? Są oni jeszcze przed lekturą 'Dworu Cierni i Róż'. Cóż, bywa i tak, ale zawsze jest, żeby to nadrobić. Powróćmy jednak do wałkowanego przez mnie tematu. W pierwszym odruchu miałam udusić Luciena. Z goła wredny, nie pobiegnie Ci z pomocą, jeśli sam nie będzie widział w tym korzyści dla samego siebie. Na początku nic nie wskazywało jego przemiany, jaką mamy okazję obserwować w miarę rozwijania się akcji. Stał się jednym z moich ulubieńców, aczkolwiek bardzo długo pracował sobie na to miano, czego nie mogę powiedzieć o Tamlinie. Chociaż, jeśli patrzę na to z dystansu, muszę powiedzieć, sama jestem sobie zdziwiona. Z zasady bardziej lubimy tych bohaterów złych i co za tym idzie, bardziej wyrazistych... A jednak zdołał mnie urzec i to wielkie osiągnięcie! Niesamowicie go polubiłam - aż prosi się, żeby użyć wyrażenia 'pokochałam', ale myślę, że jeszcze na to za wcześnie. Na koniec, w postaci wisienki na różanym torcie użyję Rhysanda. Nie będę kłamać. Ta postać jest i będzie dla mnie zagadką, którą być może rozwiążę przy lekturze następnego tomu. Ciągle zastanawiały mnie motywy jego nieoczywistych na pierwszy rzut oka działań.
Jeśli jesteśmy już wspomniałam o drugim tomie - w oryginale brzmi on 'A Court of Misty and Fury' co w wolnym tłumaczeniu na język polski brzmi 'Dwór Mgły i Furii'. W wyniku mojego śledztwa wyczytałam, że w Polsce będzie ona prawdopodobnie dopiero dostępna na przełomie stycznia / lutego przyszłego roku. Okładka prezentuje się naprawdę obiecująco i mam nadzieję, że wydawnictwo nie odstąpi od niej i zostawi ją w wersji oryginalnej, oczywiście mówiąc też o zdobieniach, które występowały na początku każdego rozdziału.
Dotarliśmy do momentu, w którym muszę podsumować tą książkę tylko w kilku zdaniach. Niestety... nie jest to możliwe. Jak najbardziej polecam ją innym czytelnikom. Porwie wasze serca od samego początku. Od pierwszej litery, od pierwszego zdania, od pierwszego akapitu. Z całą pewnością możecie wpisać ją sobie na listę 'Must Have!'. Nie będziecie żałować, jeśli wydacie na nią część swojego kieszonkowego, możecie mi wierzyć. Brzmi to całkiem absurdalnie, ale cóż, podobno takie jest życie.
Proszę, niech tu będzie nieco większa czcionka, bo trudno się czyta. Ogólnie teksty fajny, ale taka zmiana by go o wiele bardziej poprawiła. Długość jest okej i tak dalej. Ale trudno było mi się wczytać i tak się zastanawiam tak książka to fantasy? :D
OdpowiedzUsuńhttp://recenzumkomiksiarza.blogspot.com/2016/07/tag-ksiazkowy1.html
Zgodnie z twoją sugestią czcionka została powiększona. Mam nadzieję, że kiedy będziesz wpadał na następne recenzje, będzie Ci się czytało o wiele lepiej. :)
UsuńOlivia
Uwielbiam książki tego typu! Chodzi mi tu o książki inspirowane baśniami. Miło, jest przeczytać myślę znane wszystkim historie w nowej odsłonie. Na swojej półce mam już inną książkę tej autorki tj. ''Szklany tron'', ale jeszcze go nie zaczęłam, ale myślę, że nie długo to zrobię, gdyż każdy poleca tamtą serię. Autorka musi mieć niesamowity dar pisania skoro tak bardzo podobają się wszystkim jej powieści. Cieszę się, że książka ci się spodobała. Po twojej recenzji widać, że odpłynęłaś i naprawdę znalazłaś się w świecie stworzonym przez Maas.
OdpowiedzUsuńBardzo chcę przeczytać tą książkę, głównie z powodu iż jest wzorowana na baśni oraz dla tego, że mam wrażenie iż jest strasznie podobna do ''Porwanej pieśniarki'' (co nie było by złe, ponieważ PP kocham i miło by było poczytać książkę podobną do niej)
Bardzo fajna recenzja! Naprawdę fajnie piszesz, bardzo szybko i przyjemnie czytało mi się ten post. Oby więcej takich recenzji. Było by super, gdybyś dodała na bloga gadżet do obserwowania bloga. Bardzo ułatwiło by to sprawę zarówno mi, jak i innych, którym spodobał się twój blog. Z chęcią została bym tu na dłużej, jednak przy tylu blogach, adres twojego pewnie mi się gdzieś zawieruszy, dlatego bardzo pomocny był by gadżet do obserwowania.
pomiedzy-wersami.blogspot.com
Ja 'Szklany tron' oraz dalsze dwie części tej serii zakupiłam już przeszło miesiąc temu jeszcze w trakcie czytania 'Dworu Cierni i Róż', aczkolwiek czekam z nimi aż do Nocy Książkoholików, chociaż szczerze wątpię, aby dała radę przeczytać wszystkie w jedną noc. ;)
UsuńNiestety 'Porwanej Pieśniarki' jeszcze nie czytałam. Będąc szczerą, muszę przyznać, że ani recenzje ani opisy ogólnej fabuły niezbyt zachęciły mnie do lektury. Cóż, może jeśli mówisz, że jest dobra, to jednak warto będzie się przemóc i dorwać ją gdzieś w najbliższym czasie. ;)
I bardzo dziękuję za tak miłe słowa. Gadżet do obserwowania został już dodany do bloga. :)
Olivia
W końcu <3 Czekałam na tę recenzję.
OdpowiedzUsuńNie dziwię się, że jesteś zachwycona, bo ta historia jest najlepsza pod słońcem. Najcudowniejsza, najpiękniejsza.
Naprawdę zaczynasz? Czy to NAPRAWDĘ jest drugi post na Twoim blogu, i to do tego pierwsza recenzja? NAPRAWDĘ?
OdpowiedzUsuńChyba się zakochałam.
Bo rzadko trafiam na bloga, który chwyci mnie za serce swoim szablonem, czcionką, stylem pisania, wszystkim, od pierwszego wejrzenia. Tak naprawdę może zdarzy się taki jeden na sto.
A Twoja strona jest właśnie takim blogiem.
Jednak, przechodząc do recenzji - nie cierpię tej książki. Najpierw przeczytałam "Szklany tron" tej autorki i byłam zachwycona kreacją bohaterów, światem, lekkim i wciągającym stylem Maas, o którym zresztą wspomniałaś. Jednak... potem coś nie zagrało. Nienawidzę Tamlina. Feyra jest bezpłciowa. I wiem, że to rani Twoje serce, ale nie sięgnę już nigdy po dzieła Maas.
Pozdrawiam i zapraszam na recenzję "The Murder Complex" Lindsay Cummings! pattbooks.blogspot.com
Książka czeka sobie u mnie na półce już jakiś czas i chyba wypadałoby ją w końcu przeczytać :D jestem bardzo ciekawa tej historii, bo bardzo lubię tę autorkę i nie ukrywam, że mam wobec niej spore oczekiwania ;)
OdpowiedzUsuńlitery-na-papierze.blogspot.com